...trochę szkoda, że taki aktor jest takim wyjątkiem wśród znanego towarzystwa, które ukształtuje przyszłość polskiej sceny. W dzisiejszych czasach słyszymy tylko o rozwodach, kontrowersyjnych wypowiedziach, o których nawet Polacy już nie chcą słyszeć, a w dodatku stawiają polskie osobistości w niezbyt korzystnym świetle i co raz mniej jest osób, które faktycznie coś tworzą i można ich podziwiać. Trzymam więc kciuki za pana Marcina, powodzenia w dalszej karierze!
Ale właśnie nafajniejsze jest, że z wszystkich aktorek i aktorów to właśnie Marcinowi Dorocińskiemu udało się przebić jak najdalej. Jego sukces, trzeba to przyznać, aktorsko największy w historii naszego kraju (mam nadzieję, że w przyszłości powiem: sukces międzynarodowy) cieszy podwójnie. Nie tylko dlatego, że Marcin jest wspaniałym aktorem, który gra niby surowo, a niesamowicie mocno (każdy jego wyraz twarzy na ekranie to majstersztyk, on serio gra głównie twarzą, co już jest rzadko spotykane w kinie), ale też dlatego, że udało się właśnie jemu, porządnemu człowiekowi, nie plującemu w mediach o polityce i swoim życiu prywatnym, czułemu na drugiego człowieka i zwierzęta, na los naszej planety, normalnemu facetowi, który nie robi z siebie wielkiego artysty, tylko uczciwie wykonuje swój zawód i z empatią patrzy na ludzi, którzy wybrali inny sposób na życie. Ideał artysty i z tego, co wyczytałem z jego książki i jego wywiadów, pewnie też ideał człowieka.
A jego 1200 odrzuconych tape'ów to genialna motywacja, że udaje się tylko wtedy, jeśli wierzymy w swój talent i walczymy aż do skutku.
Zgadzam się, też bardzo cenię go za to wszystko. Dodałbym też, że to miło, że gra tylko w jednej, stałej reklamie i wpycha się gdzie popadnie, szacun dla niego
A ja dodałbym to, co o Dorocińskim ostatnio w "Newsweeku" powiedział Władysław Pasikowski: "Marcin wypełnił we mnie tę niedającą się zapełnić lukę po Bogusławie Lindzie" (co zresztą już parę razy powtarzał). Reżyser mówił też o przesłuchaniu do roli Kuklińskiego, gdzie aktorzy mieli złożyć przysięgę wojskową w imię PRLu i MK wypadł najbardziej wiarygodnie, bo po prostu wręcz łamał mu się głos: w tej prostej scenie widać było jego uczciwość, prostotę i szczerość. Zresztą w tym tekście wielokrotnie przebijało się to, jak pozytywnie zwyczajnym gościem jest Dorociński, czym z miejsca zyskuje sobie sympatię innych ludzi.
Teraz tylko czekać na jego rolę w "Mission Impossible".
Też od dłuższego czasu widzę w nim następcę Lindy. Podobne postacie kreują: zawsze poważne, małomówne i często twardzieli. Po za tym stał się M.Dorociński ulubionym aktorem Pasikowskiego,a dawniej był nim Linda